wtorek, 15 stycznia 2013

Czarnoksiężnik z Volkyanu

Goła baba, jak wiadomo, sprzeda wszystko, a już goła baba w łańcuchach to ho, ho (ostatecznie nie musi być goła, a na przykład w metalowym bikini ;) )
W ogóle, o ile pamiętam, to z książek Tanith Lee ta akurat jest dość powściągliwa jeśli chodzi o erotykę... chyba że źle pamiętam, bo czytałam dawno.


9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Skoro goła baba sprzeda wszystko, a zakładam, że autorowi książki (a już na pewno wydawcy, który zwykle też jest autorem okładki) chodzi właśnie o to, to dlaczego właściwie okładkę zmierzającą do osiągnięcia założonego celu klasyfikować jako "złą"?

kura z biura pisze...

Bo jest brzydka?

Anonimowy pisze...

Goła baba - gołą babą, ale ten facet ma suszarkę do ręczników na klacie!

kajaanna

Anonimowy pisze...

"Brzydka" to dobre słowo, bo pokazuje, co oceniamy: walory estetyczne. Równie dobrym słowem, a właściwie zwrotem, byłoby "skuteczna marketingowo", bo też wiadomo, co oceniamy: wpływ okładki na stan konta wydawcy i autora.

Tytuł bloga to "Najgorsze Okładki". "Zły", "Dobry", "Gorszy", "Lepszy", "Najgorszy", "Najlepszy", to wszystko są słowa pozbawione zalet powyżej: nie pokazują, co się ocenia. W dodatku sugerują obiektywizm, a ocena estetyczna jest go z natury rzeczy pozbawiona. Uczciwie byłoby więc przyjąć, że oceniają całokształt, a nie jakąś jedną, apriorycznie przyjętą cechę, na którą istnieje lepsze określenie. Albo po prostu zmienić tytuł bloga z "Najgorsze okładki" na "Najbrzydsze okładki". Osobiście nie widzę powodu, dla którego ocena estetyczna okładki miałaby być istotniejsza od oceny jej skuteczności marketingowej.

kura z biura pisze...

Myślałam, że to oczywiste, że oceniamy przede wszystkim walory estetyczne - zwłaszcza że nie mamy żadnych narzędzi, by ocenić skuteczność marketingową okładki.

Szprota pisze...

Sprzedać można wszystko, nawet knajpę "Piwnica u Fritzla", jednakże nieuzasadnione szczucie cycem jest głupie i szkodliwe.

A "wartość marketingowa" to ekonomiczny bulszyt dla zarabiania pieniędzy na byle gównie.

Moreni pisze...

Hm, zawsze wydawało mi się, że okładka przede wszystkim estetyczna przyciąga klientów - w przeciwnym razie nie miałoby sensu wydawanie serii kolekcjonerskich w okładkach ładniejszych, niż paperbackowa. Znam też kilka przypadków, gdzie brzydka okładka zniechęciła definitywnie do zakupu. Więc nie wiem, czy brzydka okładka z gołym cycem jest aż taka skuteczna.

Anonimowy pisze...

Też nie wiem, w moim przypadku ta konkretna okładka byłaby nieskuteczna. Nie z uwagi na cyc, bo to akurat lubię, tylko z uwagi na kreskę, przywodzącą na myśl skojarzenie z Thorgalem -- książką znakomitą, ale zupełnie nie z mojej bajki, jeśli chodzi o gatunek.

Twierdzę natomiast, że podstawowym zadaniem okładki nie jest "być ładną", tylko "sprzedać produkt". A zła rzecz to taka, która nie spełnia swojego podstawowego zadania. Więc albo okładka "sprzeda wszystko", albo "jest zła" -- nie jedno i drugie naraz.

Anonimowy pisze...

Cyc jest, jaki każdy widzi. Ale jeden z tych węży został umiejscowiony tak niefortunnie, że mam wrażenie, iż wychodzi gołej pani z tyłka.
Dziwny człek na drugim planie mnie niepokoi.